wtorek, 30 grudnia 2014

Żeby nadchodzący nie był gorszy. ;)

       Koniec roku jest zwykle dobrym momentem na przeróżne przemyślenia i postanowienia, co by tu zmienić w naszym życiu. Pierwszy stycznia wydaje się być dobrą datą, aby rozpocząć nową dietę, zaprzestać jakiegoś złego nawyku czy też po prostu się ogarnąć. Początek roku jest symbolem nowego początku, a trzeba przyznać, że odgrywają one znaczną rolę w naszym życiu. W moim na pewno, chociaż z postanowień noworocznych wyrosłam już kilka lat temu, bo nie lubię jak ktoś mi coś narzuca, więc sama też przestałam to sobie robić. ;) Mam jednak kilka pomysłów i planów, które chciałabym w nadchodzącym roku zrealizować i na pewno większość z nich pojawi się tutaj. Żeby nie zapeszać, nic więcej nie powiem, tylko skupię się na małym podsumowaniu ostatnich 364 dni. Trochę się przez nie działo. ;)

zadumane spojrzenie w dal na kopule katedry we Florencji.


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Podwodny świat Chorwacji.

       Połowa grudnia już za nami, Święta za pasem, końcówka roku zbliża się nieubłaganie. Niedługo wrócę do domu, do rodziców i zabiorę się za pieczenie pierniczków, których ozdabianie zawsze zajmuje mi kilka ładnych nocy. Już nie mogę się doczekać, ale jeszcze trzeba się zmobilizować na ostatni tydzień pracy, zajęć i zamoty. A w ramach motywacji i poprawy nastroju, bo znowu się nieco chłodniej zrobiło (ale nie narzekam, taki grudzień to ja mogę mieć co roku) wracam myślami do wrześniowej Chorwacji i dzisiaj postanowiłam opowiedzieć o tym, co widzieliśmy pod wodą. Bo właśnie wtedy pierwszy raz założyłam maskę, wzięłam aparat do robienia zdjęć po wodą i zanurzyłam się w niej, aby móc podziwiać to, co wcześniej widziałam jedynie na fotografiach innych osób. :)

w zanurzeniu. ;)

niedziela, 7 grudnia 2014

Podróżniczy Liebster Blog Award. ;)

       Dokładnie miesiąc temu zostałam nominowana przez jeden z moich ulubionych blogów w pewnej zabawie, w której brałam udział w okresie wakacyjnym. Przez ten czas pojawiło się jeszcze kilka innych nominacji (ach, ta popularność ;p), ale dopiero ta spodobała mi się na tyle, żeby po raz kolejny się zabawić. Szczególnie że, nie ukrywajmy tego, nieco ogórkowy sezon w podróżach moich nastąpił, bo z racji zimy zaszyłam się po kocem i staram się wychodzić jak najmniej na zewnątrz. Dlatego też taki wpis wydaje mi się być miłym urozmaiceniem, ponieważ mam możliwość wspomnieć w nim o wielu rzeczach, o których wcześniej nie pisałam. A i sporo śmiesznych zdjęć można też dorzucić. ;) Zapraszam do czytania. ;)

na zachętę- człowiek z głową konia. ;p

sobota, 22 listopada 2014

Włoskie opowieści: najcudowniejsza Siena na świecie. :)

       Ostatni tydzień mocno dał mi w kość, dlatego tym bardziej się cieszę, że zaczął się upragniony weekend i można chwilkę odpocząć. Nie za długą, bo jednak sterta obowiązków ciągle czai się gdzieś w świadomości,  ale dzisiaj z czystym sumieniem się obijam i zostaję w łóżku w piżamce. I nadrabiam zaległości. A że pogoda generalnie jest do niczego, to postanowiłam, że coś bardzo słonecznego powinno pojawić się na blogu i padło na długo (zdecydowanie za długo) odkładaną opowieść o najpiękniejszym mieście we Włoszech, które odwiedziliśmy podczas kwietniowego wyjazdu. Siena zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, żałowałam, że tylko kilka godzin tam byliśmy, bo to zdecydowanie była miłość od pierwszego wejrzenia. :)

 

wtorek, 11 listopada 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: listopadowy Turbacz.

       Przyznam się szczerze, że nigdy nie spodziewałam się, że w połowie listopada pójdę w góry. Już w październiku, kiedy wybraliśmy się w Tatry, byłam pewna, że to ostatni raz w tym roku. Pogoda jednak zrobiła nam piękny prezent i ten listopadowy długi weekend był naprawdę prześliczny. Aż żal było siedzieć w domu, dlatego wczoraj zapakowaliśmy plecaki do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Koninek, gdzie zaplanowaliśmy początek naszej wędrówki na Turbacz.



sobota, 8 listopada 2014

Wyjątkowa foodstockowa sobota. :)

        Im chłodniej się robi w Krakowie, tym większą mamy ochotę, żeby siedzieć w domowych pieleszach, a nie wędrować po górach. Intensywny tryb życia (studia, magisterka, praca) powoduje, iż chwilami nie ma się ochoty ani tym bardziej czasu, żeby przygotować samemu w domu jakiś dobry obiad, więc zdarza się nam go zamówić albo też wyjść na miasto, do jakiejś fajnej knajpy. I tutaj czasem pojawia się problem, bo mamy kilka swoich ulubionych, ale czasem przydaje się odmiana. A że Kraków knajpami stoi, to wybór jest spory. I z pomocą przychodzi nam organizowany cyklicznie, co kilka miesięcy, festiwal, o którym już kiedyś pisałam. Ostatnia edycja wyjątkowo odbyła się w ostatnią sobotę września (bo zawsze jest to niedziela),nosiła nazwę Before & After i rozpoczynała się o godzinie 14.00, dzięki czemu nie trzeba było się zrywać wczesnym bladym świtem, żeby w samo południe stawić się w Fabryce na krakowskim Zabłociu. :) Można było się spokojnie wyspać i z pustym brzuszkiem (jest to warunek konieczny, bo w przeciwnym razie po drugiej porcji mamy już dość, a tyle pyszności wokół) zameldować się na dawnych terenach fabrycznych nieopodal Wisły. :)


czwartek, 30 października 2014

Chorwackie opowieści: przeuroczy mały Nin. :)

      "Tak, jestem szczęśliwa"- tymi słowami rozpoczyna się jeden z moich ulubionych wierszy Szymborskiej. I ostatnio zdałam sobie sprawę, że naprawdę właśnie taka jestem. I nawet pogoda, przez którą marznę szalenie, nie za bardzo psuje mi ten dobry nastrój. Wszystko powoli się układa, zaczyna wyglądać tak jak chciałam i nawet kierowcy autobusów czekają z otwartymi specjalnie dla mnie drzwiami na pustym przystanku, bo zobaczyli mnie biegnącą w lusterku. I wreszcie świeci nam w Krakowie słońce, bo ostatnie dni mgliste szalenie były. I właśnie to słońce przypomniało mi ostatnie miejsce w Chorwacji, gdzie zatrzymaliśmy się na kilka godzin w drodze powrotnej i przez to jechaliśmy całą Słowację w ciemnościach. I był to jeden z gorszych fragmentów podróży, jaki przeżyłam do tej pory. A że stara jestem, to trochę przeżyłam. ;) Ale warto było się zatrzymać, bowiem malutki Nin jest absolutnie cudowny i żałowałabym bardzo, gdybyśmy go ominęli.


niedziela, 26 października 2014

Chorwackie opowieści: Vransko jezero.

       Nie da się ukryć, że ostatni tydzień dość mocno dał wszystkim w kość. Osobiście najchętniej zakopałabym się pod kołdrami i zapadła w sen zimowy, bo takie dni jak minione powinno się przesypiać. Li i jedynie. Niestety, na taki komfort nie mogę sobie pozwolić, za dużo obowiązków mam na głowie, więc pozostaje zacisnąć zęby i założyć kilka swetrów na siebie. Idealne również na taką pogodę są wspomnienia ciepłych wakacji i w ten sposób powstała kolejna opowieść o Chorwacji i jej największym jeziorze, które urzekło mnie chyba najbardziej podczas całego naszego tam pobytu. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. :)



niedziela, 19 października 2014

Chorwackie opowieści: Zadar.

       Już za nami połowa października, dni robią się coraz krótsze i coraz smutniejsze, bo osobiście bardzo nie lubię tych chłodnych i deszczowych wieczorów, które zaraz nastąpią. A że czasy siedzenia pod kocykiem z herbatką i dobrą książką minęły raczej bezpowrotnie (bo teraz co najwyżej mogę sobie posiedzieć z materiałami do magisterki bądź licencjatu), trzeba zadowolić się wspomnieniami z wakacji i snuciem planów kolejnych wyjazdów (a tych mam już stanowczo zbyt dużo ;p). Postanowiłam zatem wzorem włoskich opowieści przedstawić w podobny sposób wyjazd do Chorwacji, ponieważ nie da się o wszystkim napisać w jednej tylko notce. Na pierwszy ogień wybrałam Zadar, bowiem zrobił na mnie chyba największe wrażenie podczas całego wyjazdu. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. :)


niedziela, 12 października 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: jesienne Tatry.

       Wiadomym jest, że po całym ciężkim tygodniu, wypełnionym pracą i hasaniem na zajęcia oraz niespodziewanym i bardzo uciążliwym katarem jedyne o czym się marzy w sobotni poranek to długi i spokojny sen, a później totalne leniuchowanie. Pewnie właśnie dlatego w piątek wieczorem siedzieliśmy przy laptoku i planowaliśmy gdzie by tu się wybrać w góry. Zastanawialiśmy się początkowo nad Łysicą, później stanęło na Turbaczu i po zaplanowaniu całej trasy stwierdziliśmy jednak, że taki ładny dzień na jaki sobota się zapowiadała trzeba spędzić w miejscu, gdzie będą ładne widoczki. I w ten właśnie sposób zamiast się nieco w sobotę wyspać (bo w przypadku opcji z Turbaczem pobudkę planowaliśmy koło 8 rano) zerwaliśmy się punktualnie o piątej, żeby w miarę spokojnie dojechać na Łysą Polanę i wybrać się w Tatry, bo dawno nas tam nie było. A sezon górskich wędrówek warto zakończyć z przytupem. I tak właśnie go zakończyliśmy. :)

na zakończenie sezonu selfie w najbardziej mainstreamowym miejscu Tatr. :)

środa, 24 września 2014

Chorwacja- instagram mix.

       Ostatnie kilkanaście dni należało do najbardziej szalonych w moim życiu. Wszystko związane było z moim egzaminem z języka niemieckiego, który zdawałam od dość dawna i którego zdać nie mogłam. Aż tutaj wreszcie nastał mały cud i najpierw zaliczyłam pisemny, a po najcięższym weekendzie w życiu, gdy niemalże dosłownie biegałam po ścianach ze stresu, udało mi się w poniedziałek zaliczyć część ustną. To zdecydowanie najładniejsza trójka w moim indeksie w całej historii moich studiów. Po tak ciężkim czasie czekała mnie jednak nagroda, bowiem tuż po egzaminie spakowaliśmy się i we wtorek wczesnym bladym świtem ruszyliśmy radośnie z Krakowa w kierunku Chorwacji, gdzie czekał nas tydzień bardzo zasłużonego odpoczynku. Nieco się martwiliśmy, że może pogoda nam nie dopisać, zwłaszcza że wszyscy nas straszyli, że to najbrzydsze lato od lat w Chorwacji i że teraz powodzie tam są. Faktycznie, wewnątrz kraju nieco podtopień widzieliśmy, ale na Murterze, gdzie byliśmy, ten tydzień zdecydowanie do pięknych się zaliczał. Aż żal było wracać. ;)
      I to będzie bardzo nietypowa notka w moim wykonaniu, gdyż chciałam dzisiaj zaprezentować zdjęcia pojawiające się w ciągu minionego tygodnia na moim koncie na Instagramie. Pomyślałam, że to będzie ciekawe wprowadzenie do reszty opowieści o Chorwacji, bo naszym zwyczajem, trochę pojeździliśmy i pozwiedzaliśmy. Ale o tym później, na razie zostawiam Was ze zdjęciami. A sama zaczynam tęsknić za ciepłem, tam panującym, bo Kraków wyjątkowo ozięble nas przywitał dzisiaj w nocy. :)

jeszcze w drodze na Murter.

wtorek, 9 września 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: Lubomir.

       Wrzesień ma to do siebie, że zwykle upływa mi znacznie szybciej niż poprzedzające go miesiące. Życie nabiera tempa, więcej obowiązków mam na głowie, więc i zdecydowanie mniej czasu na nudę. Powoli zbliża się jesień, więc nasze weekendowe wypady w góry ulegną zawieszeniu aż do wiosny, bowiem nie jesteśmy fanami zimowych wędrówek. Zimą to jedynie kocyk i ciepła herbatka. ;) Zanim jednak to nastąpi, jeszcze czeka nas wypad na Chorwację za tydzień, a po powrocie (o ile jesień będzie sprzyjać) to może jeden wypad, maksymalnie dwa w jakieś góry w okolicy. Tak jak to miało miejsce półtora tygodnia temu, gdy w ostatnią sobotę sierpnia wybraliśmy się na najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego-Lubomir.

ze szczytu Lubomira nic nie widać, więc landszafcik musiał być wcześniej. :)
i pierwsza fota na szlaku robiona nie z rączki. ;)

niedziela, 31 sierpnia 2014

Wycieczka alternatywna: Wietrzychowice & Blog Day.

       Ostatnim etapem naszej alternatywnej weekendowej wycieczki stało się miejsce, o którym dowiedzieliśmy się w Biskupinie. Oczywiście samo Muzeum Archeologiczne tak nas wciągnęło i zaciekawiło, że owe miejsce wypadło nam z głowy zupełnie i przypomniało nam się dopiero następnego poranka, gdy zbieraliśmy się z naszego toruńskiego bunkra. Tam bowiem wisiała mapa atrakcji województwa kujawsko-pomorskiego, na której właśnie było zaznaczone to miejsce. Postanowiliśmy poprowadzić drogę powrotną tak, aby zahaczyć o nie. Trochę się martwiliśmy, bo jechaliśmy tam zupełnie w ciemno, ale na szczęście nie jest to żadne muzeum i nie obowiązują tam godziny otwarcia. Ciężko zresztą byłoby coś takiego tam wprowadzić. Nie przedłużając- miejscem, do którego się wybraliśmy, jest malutka wieś we wspomnianym już województwie kujawsko-pomorskim o nazwie Wietrzychowice, a mieści się w niej rezerwat archeologiczny, gdzie znajdują się grobowce określane mianem "polskich piramid".


środa, 27 sierpnia 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: Skrzyczne.

       Sobota zbliżała się wielkimi krokami, a w nas powoli narastał niepokój- co będzie, jeśli prognozy pogody się nie sprawdzą i będzie padał deszcz. Zdobywanie Korony Gór Polski tak nas wciągnęło, że zaplanowaliśmy już praktycznie całą przyszłoroczną wycieczkę po Sudetach, wraz z noclegami i poszczególnymi szlakami, którymi będziemy wędrować. W tym roku jeszcze chcemy zaliczyć wszystkie szczyty w okolicy, czyli głównie Beskidy. I właśnie w sobotę zamierzaliśmy się wybrać na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, którym jest Skrzyczne, wznoszące się na wysokość 1257 m.n.p.m. Prognozy, na szczęście były dla nas łaskawe, więc wyspawszy się w sobotę, wyruszyliśmy dopiero o 11 w kierunku Szczyrku, bo to przecież zaledwie 90 km od Krakowa, więc ile czasu może zająć taka droga. I to było pierwsze zaskoczenia tego dnia. ;)

Skrzyczne. :)

sobota, 23 sierpnia 2014

Wycieczka alternatywna: Toruń.

      Kolejnym etapem naszej alternatywnej wycieczki był Toruń- miasto znane z pierników, Mikołaja Kopernika oraz pewnego radia, które odbiera nawet wtedy, gdy wszystkie inne przestają. Nigdy wcześniej żadne z nas jednak w Toruniu nie było, więc w ramach przygotowań do wycieczki, poradziłam się koleżanki z tego miasta, co warto zobaczyć i przede wszystkim, gdzie warto wybrać się na coś smacznego do jedzenia, bo z tym zawsze jest problem w nieznanym miejscu. Tym razem, dzięki pomocy Marty, nie było to kłopotem. Chociaż, żeby było weselej i już totalnie alternatywnie, piernika żadnego nie zjedliśmy, jedynie zakupiliśmy cztery w ramach prezentów. Za to innymi przysmakami na literę "p" już nie pogardziliśmy. ;)


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wycieczka alternatywna: Gniezno & Biskupin.

       Dłuższy weekend w sierpniu zawsze staje się idealną okazją do różnych wyjazdów, szczególnie w góry bądź nad morze. Znając doskonale zwyczaje rodaków, postanowiliśmy stworzyć wycieczkę alternatywną, po miejscach, gdzie nie spodziewaliśmy się zbyt wielkiego tłoku. I faktycznie, chociaż nie byliśmy jedynymi osobami, które wpadły na taki pomysł, to zdecydowanie nie były to Krupówki czy też Monciak. Wycieczka alternatywna, jak nazwaliśmy naszą wyprawę, obejmowała Gniezno, Biskupin i Toruń, ponieważ żadne z nas nigdy w tych miejscach nie było, a to przecież całkiem dobry powód, żeby tam się wybrać. ;)

nad jeziorem Jelonek- widok na archikatedrę w Gnieźnie.

 

niedziela, 10 sierpnia 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: Radziejowa & Wysoka.

    Świętowaliśmy wczoraj z Tomaszem jedenaście miesięcy bycia razem i stwierdziliśmy, że romantyczne kolacje, kino czy spacery wieczorową porą nad Wisłą są przereklamowane, więc postanowiliśmy z tej okazji wybrać się w góry. Z racji tego, że tydzień temu szalenie wkręciła nam się Korona Gór Polskich, stwierdziliśmy, że znowu weźmiemy jakąś górę z listy. Pogoda na sobotę zapowiadała się świetna, więc zaplanowaliśmy nieco dłuższy spacer i nie jeden, lecz dwa szczyty- Radziejowa (najwyższe wzniesienie Beskidu Sądeckiego- 1262 m.n.p.m.) oraz Wysoka (najwyższe wzniesienie Pienin- 1050 m.n.p.m.), jeśli tylko damy radę. Było trudno, ale po kilku naprawdę długich godzinach- daliśmy radę. :) Sami zobaczcie. :)

dumne miny na drugim szczycie. :)
      

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Jak dobrze nam zdobywać góry: Mogielica.


       Kraków, poniedziałek, godziny popołudniowe. Za oknem od kilkudziesięciu minut szaleje burza, deszcz rzęsisty wybija na dachu radosną melodię, a ja uśmiecham się na samo wspomnienie wczorajszego dnia. :) Wycieczka do Słowackiego Raju stała się pewnego rodzaju punktem zwrotnym, ponieważ tak nam się spodobało zdobywanie gór, że w niedzielę po raz kolejny w nie wyruszyliśmy. I chociaż pierwotnym celem była Barania Góra, to w sobotę zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy zapoznać się bliżej z Beskidem Wyspowym, a dokładniej z jego najwyższym szczytem- Mogielicą. :)


  

piątek, 25 lipca 2014

Sentymentalnie: rocznica & The Tall Ships Races 2013 cz.I.

       Dzisiaj notka bardzo sentymentalna, bo i powód jest zacny- rocznica założenia bloga. Wszystko zaczęło się od pomysłu wyprawy na Tall Ships' Races, którą miałam opisać właśnie na tym blogu, ale nie do końca mi to wyszło. W sumie- wcale mi to nie wyszło, bo właściwie niewiele na ten temat napisałam. ;) A że przygoda była pierwszorzędna, to warto o niej opowiedzieć. :) Zanim jednak zacznę, chciałabym podziękować wszystkim za obecność, za rosnącą liczbę wyświetleń i obserwatorów, za coraz więcej pozytywnych komentarzy, które sprawiają, że to pisanie ma sens. Dziękuję i zapraszam. ;*


poniedziałek, 14 lipca 2014

Niedziela w Raju. :)

       Wakacje to taki niezwykły czas, gdy nie do końca da się postępować zgodnie z planem. I chociaż teraz powinna pojawić się notka opowiadająca o Sienie, to zamiast niej, przychodzę z opowieścią o spontanicznym wyjeździe do naszych południowych sąsiadów- tych, po drugiej stronie Tatr. Marudziłam ostatnio Tomaszowi, że chciałabym pochodzić wreszcie po górach, bo poza zeszłorocznym wypadem na Babią, jakoś tak nigdy po drodze nam w tamte rejony nie było. Kiedy więc Tomasz w czwartek zaproponował, że może na Słowację pojedziemy, bo czytał ostatnio o fantastycznym szlakach w Słowackim Raju, to postanowiłam kuć żelazo póki gorące i cały wypad zorganizować już w najbliższy weekend. Początkowo planowaliśmy pojechać tam tylko w sobotę, żeby w niedzielę spokojnie odpoczywać, ale pięć prognoz pogody dobitnie nam pokazało, że jednak niedziela jest zdecydowanie lepszym dniem na taką eskapadę. Nie kłóciliśmy się z nimi, tylko zarezerwowaliśmy pokoik w miasteczku położonym kilkanaście kilometrów od naszego punktu docelowego, żeby móc spokojnie się przespać i obejrzeć mecz o trzecie miejsce na Mundialu, a w niedzielny poranek ruszyć na spotkanie przygody. :)


poniedziałek, 7 lipca 2014

Wakacyjny luz- nietypowy post. :)

       Długo się zastanawiałam nad napisaniem takiej notki, bowiem nie są one za bardzo w moim stylu. Jednakże stwierdziłam, że skoro mamy wakacje, to można nieco się rozluźnić i zamiast kolejnej notki podróżniczej, napisać taką nieco swobodniejszą. A że ostatnio wśród komentarzy pojawiła się jedna z blogowych zabaw, zwana LBA czyli Liebster Blog Award, otrzymywana przez innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę", więc postanowiłam odpowiedzieć na zadane jedenaście pytań.;p Przyznaję szczerze, zawsze mnie to bawiło, dalej mnie to śmieszy, więc pośmiejcie się ze mną. ;p


środa, 2 lipca 2014

Włoskie opowieści: w klimacie Assassin's Creed.

       Zaczęły się wakacje i oczywiście pogoda musiała się popsuć, od kilku dni jest po prostu zimno i pada deszcz. Nie, żebym miała jakieś szczególne plany do zrealizowania na zewnątrz, wprost przeciwnie- powinnam siedzieć i rozpakowywać swoje rzeczy, ale zdecydowanie bardziej wolałabym, żeby świeciło słońce, a nie ciągle ten deszcz uderzał w dach. Uroki mieszkania na poddaszu. ;)
       W ramach poprawy nastroju i wprowadzenia się w klimat nieco bardziej wakacyjny, powracam do słonecznej Italii, chociaż w dzisiejszym poście za wiele słońca nie będzie. Ale i tak będzie ładniej niż obecnie w Krakowie. :)

  

sobota, 28 czerwca 2014

X Małopolski Piknik Lotniczy.

       Nareszcie! Sesja się skończyła, egzaminy pozytywnie pozaliczane, przeprowadzka do nowego mieszkania już też za mną, aczkolwiek ciągle na walizkach i kartonach jesteśmy, bo nikt nie ma siły tego wszystkiego rozpakować. I zamiast w pierwszą wolną sobotę się za to zabrać, to z samego rana zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do Muzeum Lotnictwa Polskiego, na którego to terenie odbywa się, dziesiąty już, Małopolski Piknik Lotniczy. Dla mnie jednak była to pierwsza taka wizyta i byłam pod ogromnym wrażeniem. Nadal w sumie jestem. :)


            

czwartek, 19 czerwca 2014

Chwila wytchnienia- niedziela w Lanckoronie.

       Szalenie męczący jest tegoroczny czerwiec. Do letniej sesji, będącej samą w sobie problemem, bo kto normalny ma ochotę uczyć się, gdy taka piękna pogoda za oknem panuje, w tym roku doszedł jeszcze mundial (a ja jako wielka fanka sportu wszelakiego nie odrywam się od telewizora czy laptoka, oglądając wszystko z zapartym tchem, poza tym jest to dobra wymówka, żeby się nie uczyć) i przeprowadzka, bo razem z Tomkiem szukaliśmy naszego pierwszego wspólnego mieszkania. Póki co, wszystko idzie dobrze, bo i jakoś egzaminy się zdają i nawet mieszkanie się całkiem przyjemne znalazło, tylko moja kochana Portugalia średnio bardzo sobie radzi (i to jest wyjątkowo delikatne określenie na ich grę przeciwko Niemcom). Ale wszystko to zabiera strasznie dużo czasu i już niewiele go pozostaje na odpoczynek czy jakieś wyjazdy w cieplejsze weekendy. Jednak dwie niedziele temu udało nam się wybrać do przeuroczego miasteczka, o którym wiele słyszałam i które chciałam odwiedzić już od kilku lat- a mianowicie do Lanckorony. :)


       

sobota, 7 czerwca 2014

Włoskie opowieści: średniowieczny Manhattan.

       Czerwiec, zbliżający się wielkimi krokami początek sesji, wreszcie piękna pogoda, tyle rzeczy do zrobienia i nagle znienacka dopada Cię wirus czegoś, co podziałało bardzo źle na żołądek i jedyne o czym marzysz- to żeby się skończyło. Cokolwiek- choroba, dzień, świat. Na szczęście już mi lepiej i można zacząć nadrabiać zaległości w nauce i pracy. A najlepiej napisać notkę. A co. ;)
       Dzisiaj już czwarta część włoskich opowieści, dotycząca miasteczka, które było numerem jeden na naszej liście odwiedzin. I faktycznie, zrobiło na mnie ogromne wrażenie i żałowałam, że nie mogliśmy w nim spędzić więcej czasu niż jedno krótkie popołudnie. 

tam w oddali już widać cel naszej podróży.

niedziela, 1 czerwca 2014

Grill w Obserwatorium Astronomicznym.

       Maj w tym roku był niezwykle zamotanym miesiącem, który zakończyłam całkiem przyjemnym akcentem, a mianowicie grillem w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Długo się wahałam nad pójściem, bo to w sumie sobota po południu i pogoda taka niepewna i lepiej w domu posiedzieć, ale koniec końców wybraliśmy się. I była to naprawdę dobra decyzja. Z wielu względów. ;)


    

wtorek, 27 maja 2014

Włoskie opowieści: tajemnicza Volterra

       Końcówka maja to od kilku lat niezmiennie niezwykle szalony czas- przygotowania do egzaminów, zaliczenia, kolokwia, prezentacje i przepiękna pogoda, która skutecznie zniechęca do nauki. W tym roku jest podobnie, chociaż szalejące ostatnio burze nieco ostudzają zapał i sprawiają, że jednak czasem chce się posiedzieć w domu. Albo w pracy. ;p
       A od kilku dni chodzę uśmiechnięta jak świnka w deszcz, bowiem na jednym z blogów, które lubię/obserwuję/czytam z przyjemnością pojawił się post, gdzie zostało napisanych parę ładnych słów dotyczących mojego bloga. Nigdy się czegoś takiego nie spodziewałam i nawet nie myślałam, że może się to przydarzyć, więc moje zaskoczenie było tym większe, gdy kliknęłam w link i znalazłam się u siebie. Daje to niesamowitego kopa i sprawia, że blogowanie nabiera sensu. Dziękuję. :)
       
taka uśmiechnięta ja.

     

niedziela, 18 maja 2014

Foodstockowa niedziela.

       Dzisiaj Kraków podzielił się na tych co biegają i na tych co jedzą. My oczywiście zaliczamy się do tej drugiej grupy, więc niemalże punktualnie w samo południe stawiliśmy się na Zabłociu, gdzie na starych pofabrycznych terenach, znajduje się klub "Fabryka". W dniu dzisiejszym stał się on małym królestwem pysznego jedzenia, bowiem gościł w swoich progach szóstą już edycję festiwalu Foodstock- tym razem poświęconą w głównej mierze majowemu grillowaniu. Trochę martwiła mnie panująca za oknem aura, bowiem ciężko jednak grillować w strugach rzęsistego deszczu, który od kilku dni nie opuszcza Krakowa, ale dzisiaj, na szczęście, odpuścił i można było spokojnie wyruszyć na Zabłocie. No, prawie, bowiem z powodu maratonu dojazd do niego był szalenie utrudniony i trzeba było swoje odstać w korkach. Ale warto było. :)


     

piątek, 16 maja 2014

Włoskie opowieści: słoneczna Piza.

       Panująca za oknem pogoda zmusiła mnie do rewizji moich blogowych planów, bo jest tak szalenie paskudnie, że tęsknota za słońcem i ciepłem jest przeogromna. Od dwóch dni wychodzenie z domu to największy koszmar, jaki można sobie wymyślić w maju (no dobra, chociaż weekend majowy z opadami śniegu też plasuje się wysoko). Dzisiaj dotarłam do pracy przemoczona od pasa w dół, bowiem deszcz tak szalenie zacinał, że moje spodnie po ściągnięciu można było postawić w pionie, a parasol ani kurtka przeciwdeszczowa z kapturem nie były w stanie ich ochronić. Dobrze jednak, że w pracy znalazła się suszarka i pierwsze pół godziny spędziłyśmy w bliskim kontakcie. Najgorsze, że cały weekend ma być taki sam, więc najpewniej zalegniemy z Tomkiem i będziemy usiłowali się uczyć do sesji, co zapewne skończy się kolejną misją w Heroes of Might & Magic 3. ;)



wtorek, 13 maja 2014

Kraków, siódma trzydzieści.

       Kolokwia, egzaminy, zaliczenia, stres i nerwy i ledwo zauważam, jak maj przemija obok mnie. A przecież wiosna w maju to zdecydowanie moja ulubiona pora roku i ukochany miesiąc mój. W maju zawsze jestem szczęśliwa, a przynajmniej staram się być. W tym roku jednak nieco słabiej, z powodu wszechogarniającej mnie zamoty, widzę jak bardzo rozpanoszył się maj po Krakowie. Nagle wszystko nabrało koloru soczystej zieleni, nie ma już takiego smogu jak zimą (bo zrobiło się ciepło, ludzie przestali grzać) i nareszcie można nieco głębiej odetchnąć w Krakowie. Ale ciągle nieco. ;)


wiosna nieco dalej od centrum Krakowa- Przegorzały.
     
     

niedziela, 4 maja 2014

Włoskie opowieści: niesamowita Toskania.

       Wychodząc z założenia, że majówka jest przereklamowana i wszyscy wtedy gdzieś jadą, postanowiłam zrobić ją dwa tygodnie wcześniej. Okoliczności były sprzyjające- święta wielkanocne i  związane z tym wolne w pracy i na uczelni pozwalały na tygodniowy wyjazd. Od kilku lat zwykle w tym czasie lądowałam na Mazurach, ale po pięciu latach nadeszła pora na zmianę kierunku i zamiast północy naszego pięknego kraju padło na równie piękne południe kontynentu, czyli na Włochy. W planie pierwotnym miała być Hiszpania, ale ceny biletów jednoznacznie przekonały nas, żeby jednak wybrać Włochy, a dokładniej Toskanię. I był to strzał w dziesiątkę.


piątek, 18 kwietnia 2014

Trzecia miłość - żagle.

       Może i trzecia, ale zdecydowanie od pierwszego wejrzenia. I to wbrew logice, bo pierwsze moje żagle pogodowo należały do wybitnie beznadziejnych. W pierwszą noc był mróz, a że tego nie wiedzieliśmy, to naiwnie się przebrałam w piżamkę i spałam jedynie w śpiworze. Nigdy więcej tego błędu nie popełniłam i czasem do spania ubierałam się cieplej niż byłam w ciągu dnia. Ale że i tak tego snu niewiele było, raptem po kilka naprawdę krótkich godzin, to problemem to nie było.


poniedziałek, 31 marca 2014

Magiczny Ojców.

       Wreszcie przyszła wiosna. Tak nieśmiało się zbliżała, ale nareszcie jest. A ostatni weekend emanował nią wprost dookoła, nachalnie zachęcając do korzystania z jej uroków. Niestety w sobotę trzeba było się skupić nad sprawami dotyczącymi uczelni, ale za to niedziela (zupełnie jak to w pewnej piosence- ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas ;p) była dla nas. A dzięki zamianie czasu- zyskaliśmy więcej słonecznych godzin. I to był kolejny powód, żeby nie siedzieć w domu, tylko założyć trampki, spakować plecak, zabrać bluzę i z osobą towarzyszącą ruszyć przed siebie. A w naszym przypadku przed siebie znajdowało się w Ojcowie. ;)

niedziela, 16 marca 2014

Krasnoludki są wśród nas.

       Jest takie miasto w Polsce, w którym zamieszkały krasnale. Jest ich obecnie kilkadziesiąt, ale liczba ta stale wzrasta, pojawiają się bowiem od czasu do czasu w nowych miejscach. Każdy ma swoje imię i historię, a wszystko to jest bardzo ładnie zebrane i skatalogowane na ich własnej stronie internetowej krasnale.pl
       Z racji niewielkiego wzrostu zdarzało się czasem, że i mnie ktoś określił mianem "krasnala", chociaż nie powiem, żebym obecnie miała z tego powodu jakieś większe kompleksy. A nawet wprost przeciwnie. ;p Można więc powiedzieć, że odczuwam z krasnalami pewną więź, toteż zawsze mnie do nich ciągnęło. A skoro Wrocław (bo to właśnie miasto wzięły w posiadanie te niewielkie istotki) przyjął je tak serdecznie, to stwierdziłam, że i mnie tam będzie dobrze. Dotychczasowe wizyty utwierdzały mnie w prawdziwości tego założenia, więc gdy wraz z Tomkiem postanowiliśmy zrobić sobie pierwszą wycieczkę w tym roku, to Wrocław pojawił się jako jedna z pierwszych propozycji. A powszechnie wiadomo, że zwykle pierwsze pomysły są najlepsze i nieważne ile później będzie kolejnych propozycji, to i tak ten pierwszy najczęściej zostaje zrealizowany. Tak było i tym razem. :)
      

środa, 5 lutego 2014

Bliskowschodnie klimaty na Szerokiej. :)

       Kolejny post z cyklu kulinarnych podróży po Krakowie, bowiem poprzedni cieszył się całkiem sporym zainteresowaniem, a poza tym po prostu ostatnio często gdzieś bywamy razem z Tomkiem. ;)
       Wszystko zaczęło się w pierwszą niedzielę października zeszłego roku, gdy trafiliśmy do hotelu Forum na kolejną edycję festiwalu Foodstock. W środku wyraźnie dominowały dwie kolejki- jedna do sushi, zaś druga właśnie do izraelskiej knajpy na Szerokiej o pięknie brzmiącej nazwie HAMSA hummus & happiness israeli restobar. I zdecydowanie opłacało się wystać kilkanaście minut w kolejce, żeby spróbować smaków, których, przyznam się, wcześniej nigdy nie próbowałam. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...